sobota, 22 lutego 2014

" Anioły. Świat Potępionych część 2" Prolog


Prolog

         Josch, przeżyłeś miłość, prawda? - Kris spytał, patrząc ponuro w przestrzeń. Siedzieliśmy na szczycie jakiegoś wieżowca, patrząc na rozciągające się pod nami miasto.
         Tak... ale wychodzę z założenia że miłość nie istnieje.. Tak jak nie istnieje przyjaźń.. Czy też szczęście.. - Wzruszyłem ramionami.. ale  go naszło.. by teraz poruszać takie tematy?
         Czemu? Jeszcze rok temu.. mówiłeś co innego... - Zauważył, dalej nie patrząc na mnie.
         No właśnie .. to było rok temu.. rok temu byłem naiwny... zadufany w sobie.. i za bardzo kochałem Boga.. który znikł.. dla Niego zrobiłem.. dużo... za dużo.. przez  Niego stałem się upadłym. - Mruknąłem do diabła.
         Wiem...ale ta twoja miłość do ludzi… łagodność… nie wierzę, że nagle aż tak zmieniłeś sposób myślenia.. - Kris pierwszy raz spojrzał w moją stronę.
         Wiesz co ci powiem? Ludzie to ścierwa, zaśmiecające ten świat… nie zauważają prostych rzeczy... nie powinniśmy ich w ogóle chronić. Te stworzenia nawet istnieć nie powinny.. to jeden z błędów Boga.. jeden.. i największy. - Prychnąłem, zaczesując swoje blond loki do tyłu.
         Josch.. to nie możesz być ty.. to nie jesteś ty.. pradziwy Josch tak by nie powiedział.. zacząłby cytować Pismo Święte śpiewać psalmy Panu.. Josch... ty nie bluźnisz.. - Powiedział czarnowłosy i znowu zapatrzył się w miasto.
         To, że byłem ideałem Anioła, nie znaczy że będę taki sam po tym jak mnie wypieprzyli z nieba. - Powiedziałem, gapiąc się w dół.- Odebrali mi wszystko  to, co kochałem.. mogę sobie być Potępionym ale to raczej nie znaczy, że nadal będę kochał ludzi… ale też nie zamierzam ich zabijać... niech se żyją. To już nie jest mój. Problem. - Mówiąc to czułem w sobie jedną wielką pustkę... to nie było sprawiedliwe. Nigdy nie będzie... nie wierzę, że Bóg tak mnie urządził. Bóg,  którego znałem nigdy by mi tego nie zrobił, ale czy ja go znałem? Przecież nie da się Go zrozumieć.
         Josch... mógłbyś coś dla mnie zrobić? - spojrzałem w stronę diabła z uniesionymi brwiami.
         Już dużo dla Ciebie zrobiłem – Zauważyłem cierpko.
         Wiem, ale to ostatnia przysługa. Zrobisz to? - Widząc jego ciemne oczy, nie potrafiłem się powstrzymać.
         Dobrze, zrobię... tylko powiedz co...
         Dzięki... jesteś najlepszy... chodzi mi o... skrzydła.. o Anielskie Skrzydła..

"Zapomnienie" Prolog


Na przedmieściach Dover położony jest stary cmentarz. Mało kto jeszcze o nim pamięta. Wymarłe grobowce niknące w cieniu i całunie zapomnienia. Od lat nie odwiedzane, zdążyły obrosnąć wszędobylskimi chwastami – żadnej czci dla zmarłych, zero szacunku. Dusze już dawno zdążyły zapomnieć co to znaczy ludzka obecność.
    Na dachu kaplicy, położonej w głębi cmentarza,  można było dostrzec zakapturzoną postać. Wpatrzony we wschodzący księżyc chłopak, wyglądał zupełnie jak jeden z posagów, stojących po obu stronach drogi, prowadzącej do kościółka. Tak samo nieruchomy, z tym samym, niezmiennym wyrazem twarzy. Wrażenie to potęgował fakt, że był on ubrany na czarno, przez co z łatwością wtapiał się w mrok. Jego przynależność do świata żywych zdradzała jedynie rytmicznie wznosząca się i opadająca klatka piersiowa.
      Kaplica wyglądała niezwykle, choć jednocześnie trochę upiornie. Radosne cherubinki, przyjazne za dnia, teraz przypominały straszne istoty z podziemi. Na ich twarzach pojawiły sie dziwne,  nieprzyjazne grymasy. Roże, które zapewne miały nadać temu miejscu uroku, tej nocy odstraszały potencjalnych obserwatorów. Nagrobki pod osłoną mroku przestały już być pięknymi dziełami sztuki, jakimi były za dnia. Nocą nic już nie było takie same.
     Cisze przerwał nagły szelest, za plecami chłopaka, na dachu kapliczki, wylądował wysoki mężczyzna. Miał długie blond włosy, a ubrany był w biały garnitur szyty na miarę. Mógł by być wielkim i szanowanym biznesmenem, gdyby nie para ogromnych kasztanowych skrzydeł. Wiatr rozwiewał jego blond kosmyki i igrał w brązowych piórach, jednak zakapturzona postać nie zwróciła na niego uwagi, błądząc w myślach.
-Powiedz mi przyjacielu- Odezwał sie przybysz, chowając swoje majestatyczne skrzydła- Nad czym tak dumasz?
-Zastanawiam sie nad sensem tego świata i … nad tym co teraz zrobimy. Masz może jakieś wieści z góry?- Chłopak nie obejrzał się za siebie. Ciągle trwał nieruchomo.
-Niestety nic- Blondyn usiadł obok czarnej postaci- Nikt  o tym nic nie słyszał.  wydaje mi się, że rada specjalnie zataiła te informacje. Myślę, że nie chcą aby ktokolwiek się o tym dowiedział.
-Mówiłem ci, że tak będzie! Ale ty, jak zwykle, mnie nie słuchałeś! Wiesz dobrze, że teraz potrzebujemy czegokolwiek , co mogło by nam chociaż w najmniejszym stopniu pomóc rozwiązać tę sprawę.
-A'propos tego... to co z nią zrobimy?- Spytał blondyn, wskazując między groby.
      Oboje spojrzeli w jednym kierunku. Wśród starych nagrobków, niczym egzotyczny kwiat, leżała dziewczyna… Miała długie blond włosy, zaplecione w gruby warkocz i intensywnie zielone oczy. Jej szczupłą sylwetkę podkreślała czarna suknia. W jej zgrabnie zaplecionych włosach znajdowało się czarne pióro.
-Już o tym rozmawialiśmy… Sam dobrze wiesz, że nie możemy jej teraz zabrać ze sobą- Czarnowłosy chłopak nieporuszenie wpatrywał się w niebo.
-Ale ja nie mogę jej tak zostawić!- Blondyn wstał- To moja siostra! Za bardzo ją kocham…
-Wiesz dobrze, że ja też ja kocham!- młodzieniec pierwszy raz tego wieczoru pokazał emocje. Podniósł się.- Ale wiesz też , że jeżeli jej tu nie zostawimy będzie narażona na o wiele większe zło niż  teraz. Gdybym miał wybór nigdy bym jej nie zostawił!
     Zapadła niezręczna cisza .  Mężczyźni patrzyli na siebie z uporem. Stali nieruchomo przez kilka minut.
     W tym czasie  pierwsze promienie słońca nieśmiało wychyliły się zza widnokręgu. Oświetliły ich pełne powagi twarze. Promienie powoli zaczynały swoją wędrówkę.
-Więc…- Ostrożnie odezwał sie blondyn- Co chcesz teraz zrobić?
-Kilka przecznic stąd jest szkoła z internatem- Spokojnym tonem głosu chłopak zaczął wywód. Już ze spokojem przysiadł na dachu, obserwując przyrodę- Pracuje tam moja dobra znajoma. Już z nią o tym rozmawiałem, obiecała że się nią zaopiekuje.
-Ufasz jej?
-Ważne czy ty mi ufasz? -Znowu spojrzeli na siebie, tym razem przyjaźniej.
   Promienie zaczęły przebijać się przez korony drzew. Słońce jak za dotknięciem magicznej różdżki zmieniło stary cmentarz w miejsce pełne spokoju i piękna.  Z twarzy cherubinków znikły grymasy, zastąpione pięknymi uśmiechami – w końcu zaczęły przypominać stworzenia wychwalające Pana. Róże pokazały światu swój intensywnie czerwony kolor. W trawie zalśniły krople rosy, a nagrobki zachwyciły umieszczonymi na nich dziełami sztuki. Nawet ptaki wyszły ze swoich kryjówek , wzlatując w niebo. Skowronki zaczęły swą poranna pieśń.
-Cóż, drogi przyjacielu- Uśmiechnął się blondyn- Na mnie już czas i lepiej żeby nikt nie wiedział o naszym spotkaniu. Zaopiekuj się nią .- Mężczyzna ostatni raz zerknął na chłopaka. Rozłożył skrzydła, w świetle dnia wyglądały jeszcze piękniej. Anioł spojrzał na dziewczynę- Wybacz siostrzyczko. Kocham cie. – powiedział, wzlatując ku niebu. Chwile potem zniknął za drzewami.
-W końcu zostaliśmy sami- Chłopak uśmiechnął się, zeskakując z dachu kapliczki. Podmuch wiatru zsunął kaptur z jego głowy. Miał ciemne włosy i duże czarne oczy. Podszedł do dziewczyny i wziął ją w ramiona- niedługo wszystko będzie dobrze, będziesz bezpieczna i zapomnisz o wszystkich przykrościach- Pocałował ją –Zabiorę cię w bezpieczne miejsce. -Za jego plecami pojawiły sie skrzydła w kolorze granatu przechodzącego w czerń - Czerń głęboką i fascynującą - Te skrzydła emanowały inną energią niż mężczyzny - To był zapach nieszczęścia i smutku - Emanowały wojną.

Troszku z Poezji

 Hejcio!
Oto dwa moje wiersze. Nie potrafię ich skatalogować. Ale piszam je tu, a właściwie je tu wklejam. I miłego czytania ^_^
/ StonkaSonia
                                                                     * * *

,, Moje serce wciąż krwawi,
Czarny odłamek je powoli trawi.
Przeszył już serce...przeszył już duszę...
Czarne dziury w sobie duszę...
Moje serce mi zabrali..
I teraz bez przerwy rana krwawi.
Płacze dla siebie.
Lecz inni nie widzą.
Spisują na straty... zapominają...
Me miejsce wśród śmieci...
Splamioną mam dusze...
Kolce w nią wżarte głęboko...
Moje serce krwawi.
Czarny płacz ducha trawi...
Patrze w niebo i krzyczę...
Ale.. sama siebie nie słyszę...
Anonimowy człowiek umiera...
Anonima śmierć okrutna zabiera.
Także pogrzeb anonimowy...
Anonimowy krzyk wśród dąbrowy... ,,

                                                                     * * *
,, Bywają momenty w życiu gdy nie wiesz...
Nie masz sił by wiedzieć...
Nie masz sił by dociekać...
Nie masz sił...
Są momenty takie, że chciałbyś być ptakiem...
By wzlecieć wysoko...
By wznieść się wysoko...
By znaleźć się tam w górze...
Są momenty też takie, że nie chcesz być już ptakiem...
Żyjesz w nędzy na Ziemi...
Żyjesz, nie żyjąc właściwie...
Żyjesz i dławisz się życiem.
Przez życie powoli giniesz...
Zacierasz za sobą swój ślad..
Zacierasz tych co ci pomogą...
Zacierasz fragmenty siebie...
Bo straciłeś nadzieje...
Tracąc nadzieje zostałeś sam...
Tracąc nadzieje dotknąłeś bram...
prowadzących ku zagładzie.,,

                                                                  * * *
 i to na razie na tyle ^_^ / StonkaSonia