czwartek, 13 marca 2014

,,Zmiennokształni,, Rozdział 1

Rozdział 1


   Gorączka, która ogarnęła ludzi na ostatni tydzień szkoły, była niesamowita. Temat numer 1- Wakacje. Uczniowie 1d także nie odstępowali od reguły. Wszyscy byli pogrążeni w cichych rozmowach. Wszyscy po odwracani, zajęci rzucaniem sobie karteczek na odległość.
   Nawet nauczyciele dali sobie spokój z uspokajaniem rozbrykanej młodzieży. Tak jak uczniowie rozkoszowali się ciepłem i widmem nadchodzącego wolnego czasu.
   Tylko ja nie podzielałem ogólnej radości. Siedziałem w ławce, wpatrzony w tablice multimedialną. Beżowo-żółte ściany Sali mnie zgniatały. Miałem dość. Tak miałem dość. Ja Rafael miałem dość tej Sali, tych ludzi, tego rozgardiaszu. Wolałem uczestniczyć w lekcji. Już nawet gadanina nauczycielki była lepsza od mojego życia. A raczej jego braku. Taa… dziwny jestem. Lubię lekcje! Jaa… magia…
   Nawet jeśli byłem dziwny… to po prostu nie widziałem powodu, dla którego miałbym się cieszyć. Jak zwykle, moje wakacje będą do d**y…
   Wolne jak wolne. Wakacje jak wakacje. Takie same jak rok, czy dwa lata temu, a miało być inaczej… Jednak los znowu się na mnie uwziął. Zamiast przyjemnego wyjazdu na Hawaje będę znowu siedział w dusznym, głupim domu. Nie, poprawka. Będę robił wszystko co się da by wizyty w domu ograniczyć do minimum.
   Z trudem skupiłem się na geograficzne, patyczkowatej kobicie z wiecznie opadającymi jej na twarz włosami, które usilnie wiązała w kitkę. Okulary w grubej oprawie. Charakterystyczny plecak, stojący koło biurka i kolekcja minerałów w szafce po prawej. I te wszystkie mapy, których nigdy nie potrafiłem poprawnie odczytać. Nie moja wina, że nie chciało mi się siadać przed tymi malutkimi mapkami w podręczniku i rozkminiać co gdzie jest. Leń ze mnie, który nie nawiedzi swojego domu.
   Nauczycielka ciągle ględziła na temat jakiegoś systemu gospodarczego, który nijak mnie nie interesował. Ta kobita chyba jako jedyna w szkole prowadziła jakiekolwiek zajęcia, w końcu geografia to taki wyjątkowy przedmiot, że nie można opuścić żadnej godziny. Nie.. jest tu jeszcze jedna taka wariatka… matematyczka.
   Chwile przysłuchiwałem się monologowi geograficzni, która nie zwracała jako takiej uwagi na to, że nikt jej nie słucha. Znowu odpłynąłem, tym razem wpatrzyłem się w okno. A raczej w widok za nim. Podwórze szkoły. Zielone liście na drzewach. Jasnobrązowe ławki. Szary chodnik, kafle powyłamywane w niektórych miejscach, przez miejscowych ,,siłaczy,,. Trawa, nieswornie przedostająca się przez zaprawę między kaflami… Zwykła szkoła.
   Czemu jedyne osoby, na których mi zależy- Aleks i Maks- musiały gdzieś wybyć?
    Ali gdzieś zniknął tydzień temu. Żadnego telefonu typu … ,,Trafiłem w udany numerek, wygrałem totka.. Lecę bez was na przedwczesne wakacje…,, No chyba bym się nie obraził. Często byłem  wystawiany  do wiatru. Wiem jak to jest. Przetrawiłbym to, ale teraz? Nawet nie wiemy czy czasem coś mu się nie stało!
    Tak szczerze jego ,,zniknięcie,, mnie zmroziło. Moje wnętrze wypełniał gniew na Sam Wiesz Kogo. Prychnąłem niewesoło. Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie uwagi. I tak było tu zbyt głośno…
    Wracając do Aliego, koleś miał życie. Ojciec- Firma samochodowa, matka- zarządca pięciogwiazdkowego hotelu. Mógł zawalić szkołę nic sobie z tego nie robiąc. Zapewniona przyszłość i te sprawy.
    Zniknął.
    To mnie wkurzało. Bo jak tak mógł wystawić swoich najlepszych przyjaciół?
     Dostałem papierową kulką w ramię. Lekko naburmuszony spojrzałem w stronę chłopaka, który obrzucił mnie ,,papierem,,. Lekko naburmuszony patrzyłem na Maksa, który uśmiechał się do mnie psotnie. No miło, czy nawet on nie mógł mi dać spokoju, gdy myślałem?
    Zrobiłem minę typu ,, Nie masz co ze sobą zrobić, deklu?!,, W odpowiedzi czarnowłosy jeszcze bardziej się wyszczerzył.
    Pokręciłem głową. A niech sobie ma frajde, biedne dziecko… Zerknąłem w kierunku zegara, w kształcie elipsy ze ,,złotymi,, numerkami. Odliczałem minuty do dzwonka. Ech… Ale długo to trwa… Już bardziej zanudzać nie mogą…
    Znudzony do granic możliwości, zacząłem bawić się swoimi brązowymi włosami z tymi dupnymi bursztynowymi pasemkami.
    Zmrużyłem oczy, patrząc na nauczycielkę.
    Gdyby wzrok zabijał, ta kobieta leżałaby teraz martwa na niebieskiej podłodze, co wiązałoby się z szybszym wyjściem z tej budy. Co za sobą ciągnęło rozmowę z Maksem. Za czym idzie, ważne informacje dla mnie…
    Tak. Czasami zabicie nauczyciela byłoby idealnym rozwiązaniem. Koniec z klasówkami, kartkówkami i wywoływaniem do tablicy.
    Cudownie.
    Gdy w końcu zadzwonił dzwonek, rzuciłem znaczące spojrzenie Maksowi, zebrałem książki z ławki i opuściłem klasę. Baj! Baj! Jutro NIESTETY znowu wrócę! Nie tęsknij za mną ma ławko! Jeszcze cię nie opuszczę!
    Maks dołączył do mnie na korytarzu, po którego obu stronach stały ściśnięte ze sobą jasnoniebieskie szafki. Zabraliśmy resztę rzeczy i wyszliśmy na zewnątrz, mijając grupki nastolatków, ględzące na temat ich jakże fajnych wakacji.
     Znowu szliśmy dróżką. Kopałem bez przerwy mały, czarny kamień. Ręce trzymałem w ciemnozielonej buzie z kapturem.
     Milczałem. Cisza, która zaległa między mną, a kruczowłosym nie była niezręczna. Tylko… taka naturalna. Jakbyśmy po prostu nie czuli potrzeby otworzenia ust. W sumie, odkąd Aleks znikł, ciągle milczeliśmy. Chyba nie za bardzo chcieliśmy ocierać się o ten bolący temat…
    W sumie mi to pasowało, ale to nie było w stylu Maksa. Zwykle lubił gadać o wszystkim i o niczym. On po prostu musiał mówić. Co się zmieniło? Czy aż tak Aleks nas zranił?
    Jak zawsze zatrzymaliśmy się koło fontanny ,,Wężownika,, , za którą rozdzielała się droga do mojego i Maksa domu… i Aleksa…
    Obrzuciłem przeciągłym spojrzeniem dobrze znane mi węże. Maks stał obok. Nie odezwał się jak dotąd. Westchnąłem. Najwidoczniej tym razem to ja musiałem zacząć rozmowę. Jak ja tego nie lubię. Przecież nie po to przez lata wypracowałem sobie plakietkę ,,Aspołeczny,, by teraz gadać… No ale czego się nie robi dla przyjaciół…
 - Myślisz, że naprawdę nas tak po prostu wystawiło wiatru? – Spytałem cicho, wbijając dłonie w kieszenie spranych jeansów.
 -Taa. To do niego niepodobne. – Maks usiadł na kamiennym murku, otaczającym fontannę. Czyżby zanosiło się na długą rozmowę? Czy jednak nie?
 -Myślisz, że coś mu się stało? – Mówiąc to, spojrzałem na niebieskookiego nerwowo.
     Na bordowy mundurek przyjaciel miał zarzuconą czarną bluzę z napisem „Hejterzy Górą!”. Białe, przyduże spodnie zostały opryskane przez wodę, wylewającą się bez przerwy z trzech łbów węży. Maks jednak nic sobie z tego nie robił. W końcu to tylko woda.
 - Nie wiem.- Niebieskooki wychrypiał cicho te dwa, pełne wątpliwości słowa. On też był zdenerwowany. – Wiesz co? – Jego głos znowu był wesoły. Błękitne oczy lekko zabłyszczały w słońcu.
    Przechyliłem lekko głowę, powodując zasłonięcie części twarzy przez przydługie brązowo-bursztynowe włosy.
 - Hmmm?- Uniosłem przy tym lekko brwi.
 - Znamy się bite 7lat. Pierwsza gimnazjum, a my nigdy nie byliśmy u Aliego w domu. – Mówił to spokojnym, rozbawionym tonem, a ja go uważnie słuchałem.- Wcisnął nam bajeczkę o patologii w rodzinie, o tym kim są jego rodzice. Równie dobrze mogliby nie istnieć. Pomyśl, nigdy żadnego adresu. Nawet nie znamy imion jego opiekunów… - Maks prychnął, przebierając palcami po czarnych włosach.
  Koło nas przeszedł jakiś kundel. Nie zwróciliśmy na niego uwagi.
- No miał swoje tajemnice. – nieświadomie zacząłem mówić o Alim w czasie przeszłym.
- Ale ty i ja mówiliśmy mu o wszystkim.- Zauważył zgryźliwie błękitnooki.
  Westchnąłem cicho.
- Do czegoś zmierzasz, prawda? – Spojrzałem prosto w jego roześmiane, jasne oczy.
- Tak. Skończmy z tymi wszystkimi tajemnicami Aliego. Rozwiejmy maskę tajemniczości naszego drogiego przyjaciela. Niech wątpliwości znikną, przecież wiecznie nie będziemy się zastanawiać nad tym, gdzie go wcięło. – Zironizował Maks.
   Tok myślenia czarnowłosego był, no cóż, właściwy.
- Od czego mielibyśmy zacząć?- Spytałem gotowy na każde ryzyko. Przecież niedługo wakacje, no nie? Może dzięki temu nie będą taki do kitu?
- Od zdobycia adresu.- Oczy Maksa drapieżnie zabłyszczały.
   Dopiero później zacząłem zastanawiać się nad tym, czy to był aby na pewno dobry pomysł. Jak na razie była to jedyna czynność, która nas uratowała, od zadławienia się życiem.
   Wyrwała z codzienności.
   Wyrwała aż za bardzo.
                                                                 * * *
- Masz już te informacje? – Spytałem lekko podirytowany. No bo kto by nie był wkurzony, siedząc o takiej nienormalnej godzinie w takim miejscu?
- Wiesz ile tu jest tych dokumentów? To wcale nie jest takie proste! – Oburzony głos Maksa dobiegał zza biurka sekretarki.
   No właśnie biurko sekretarki! Jeden pokój od rzeczy dyrektora! Choć w sumie to my już w gabinecie dyra jesteśmy. Bo tylko tu są te info. A że tyle tu tych wszystkich papiórów jest. Te oprawione w ramki ,,osiągnięcia szkoły,, , wiszące na pomarańczowych ścianach sekretariato- pokoju dyrektora. Jak niby mam WŁAŚCIWIE nazwać to miejsce? I dlaczego się nad tym w ogóle zastanawiam?
  Hmmm . Przyszliśmy ,,w środku nocy,, do szkoły. Ciekawe co powiemy jak nas przyłapią.
< Bo wie pani. Tak bardzo nam brakuje szkoły, że nie możemy spać po nocach. Dlatego przyszliśmy tu nieco wcześniej, by przygotować się do zajęć, a w sekretariacie jesteśmy tylko dlatego, że zachciało nam się pić i przyszliśmy zrobić sobie kawę!>
  Kit z tym, że do niczego nie musieliśmy się przygotować, bo są już niemal wakacje i NIC nie zadają. Kit z tym, że na dole jest automat z napojami no i, że to ,,wcześniej,, to po 6… Na pewno nam uwierzą!
  O 6: 30 wkroczy tu ,,ekipa,, sprzątaczek, by ogarnąć szkołę przed przyjściem uczniów. Ale się zdziwią, widząc rozrzucone po całym gabinecie teczki ze świadectwami!
- Ile jeszcze? – Wyjęczałem, niczym jakiś męczennik. W końcu udało mi się wyrwać z zamyślenia. Na pewno miał wystarczającą ilość czasu na znalezienie jednego adresu. No nie?
- Raffi, chwilka! Poszłoby mi to szybciej gdybyś mi pomagał, a nie stał oparty o biurko z dziwną miną na twarzy! – Rzucił zaczepnie.
-Acha. – Nie poruszyłem się. Jeszcze przed kilkoma minutami maruda, że się pcham z łapami nie tam gdzie trzeba.
   Wciąż nie dowierzałem, że jestem tak szybko na nogach. I to w szkole!
- Mam! – Niebieskooki szybko napisał coś w zeszycie.
- No to… chodźmy!- Mruknąłem zniecierpliwiony. Ale się nastałem!
- Dobra, dobra. Raff. Wyluzuj. O tej godzinie nikogo tu nie ma. – Westchnął przeciągle.
   W myślach przyznałem mu rację. Tylko wariat o tej godzinie przychodzi do szkoły.
    No właśnie.. wariat i idiota. Tylko który z nas jest którym? Chyba zarezerwuje sobie posadę Idioty. Łatwiejsza…
  Spojrzałem na przyjaciela.
   Już nawet nie pytałem skąd ma klucz do drzwi wejściowych, ani dlaczego tak sprawnie otworzył sekretariat wytrychem.
   Chyba wolałem nie wiedzieć.
   Z westchnieniem ulgi opuściłem sekretariat.
   Następnym razem się nie zgodzę na coś takiego. Nie dość, że musiałem wcześnie wstać, to jeszcze poszedłem do szkoły.

1 komentarz:

  1. Ciekawe to jest, ale nie mniej jednak, musze stwierdzić że nie zwróciłaś wgl uwagi na literówki. Masz ich tutaj baaaardzo dużo i one psują ci całość ;;.;; Ja bym poprawiła na twoim miejscu te drobne ale bardzo istotne błędy :)

    OdpowiedzUsuń

Komentujcie, Wasze komentarze pozwalają nam dalej pracować. Mobilizują, więc jak chcecie coś nam zakomunikować to przez komenty i hejty. To najłatwiejsza droga ^^