poniedziałek, 31 marca 2014

Coś od Adminów ^_^

    Hejcio!

    Jestem stonka Sonia. W skrócie sS , czyli mały ss-man. Ludzi jak dotąd nie zabijałam, no chyba, że wliczmy w to postacie z książek i ranienie samej siebie (skończyłam z tym!). Rasistką też nie jestem. 
    Gustuje w Yaoi, fantastyce i troszku lubię pofilozofować. Poza tym ... Mam kilka książek, które według mnie są do kitu, ale inni ... No cóż. Musze pokazać je światu i dostać opinie. Więc liczę na was!
    Co tam jeszcze o mnie ... Piszam wiersze. Zobaczycie je ;). Po polskiemu pisać nie umiem no i  od interneta jestem uzależniona. A kto nie jest?
    Może jestem troszku zboczona (trochę bardzo...) no ale... to źle? 
    Kompletnie w siebie nie wierze... Nie potrafię ... Skończyć ze sobą próbowałam 3 razy (ale jak widać się nie udało). no i do normalnych to ja nie należę ( w końcu każdy z nas jest wyjątkowy! <3).
    Kocham Kotki! Z resztą dla Korolka to ja Kotkiem jestem... (okruszkiem, bobaskiem, maluchem. Taki mój starszy brat, którego nigdy nie miałam...)Zachowuje się momentami (niemal cały czas) jak dzieciór... Lubie słodycze (czarna dziura zamiast żołądka moi drodzy ^_^!), na kawę jestem uczulona ( jedna szklanka i kaput - fajny sposób na śmierć!). Niektórzy znają mnie jako Ginniego... słodkie małe ja. I wiecie... Mam rozpięciożenie jaźni. Kilka osób w jednej głowie... straszne... 
    Włącz mi muzykę,a odpłynę... Będę się gapić w ścianę zagubiona w świecie muzyki (pewnie zacznę nucić i śpiewać...).. no i wtedy mnie wena dopada... w takt muzyki piszam.. (wow! To się leczy, prawda?)
    W sobie ,,mam,, ducha ... Genowefe... (co ona tam robi?) I to chyba wszystko (kocham fiolety i pomarańcze! *błyszczące oczka*) I mam nadzieje, że was nie zamęczę! (*chichot*)  /stonkaSonia

   Ciao!!!
    Jestem Uliczna Panda(jakie to kawaii). Kocham pluszaki, a zwłaszcza misie. si, nie jestem już dzieckiem, a je kocham(magija?).Choruję czasami(względnie często)na brak kreatywności, a jak już mam wenę, to ni można mi przeszkadzać! To grozi śmiercią! Dobra... Bo zaczynam powoli odchodzić od tematu.. A jaki był w ogóle temat?*myśli*A! Trochu o mnie(ach ta wspaniała polszczyzna).Chcę mieć w przyszłości pandę i liska pustynnego, pandę nazwę Miku,a liska Youko(taka tam magija). Uwielbiam kolor turkusowy... Kiedyś przefarbuję sobie włosy właśnie na turkusowo, względnie na rudo(bo w końcu jestem ruda, si?).
    Mam bardzo, ale to baaardzo zrytą banię, ni sypiam po nocach tylko gapie się w sufit, wtedy mam najlepszą wenę*szeroki uśmiech*. Chyba niestety uzależniłam się od kilku rzeczy*zaczyna wyliczać na palcach* : internetóf, aska,tulania ludzi, misiów, jutubuf, żelków i pasty(chociaż te dwa ostatnie to już jest chyba miłość). 
    Jeśli chodzi o moje upodobania, to lubię czytać mangi, oglądać anime(jestę poczontkującę otaku), czytam fantasy i uwielbiam amerykańskie komedie romantyczne dla nastolatek(to wszystko jest tak bardzo przewidywalne*śmieje się głośno*). Cały dzień(plus minus noc) mogę słuchać muzyki... Taka tam miłość...
   W tym momencie skończył mi się mój dzienny zapas kreatywności i ni wiem jusz czo mam napiszać(kocham mają "polszczyznę") /UlicznaPanda

czwartek, 13 marca 2014

Uwaga!

Wybaczcie że tak długo NIIIIIC nie było. Ale dzięki Ali, mojemu Procesorkowi i jej ,,napisz to w końcu,, macie pierwszy rozdział Zmiennokształtnych. Wybaczcie nam ! prrrooosze! / Stonka Sonia mały ss-man

,,Zmiennokształni,, Rozdział 1

Rozdział 1


   Gorączka, która ogarnęła ludzi na ostatni tydzień szkoły, była niesamowita. Temat numer 1- Wakacje. Uczniowie 1d także nie odstępowali od reguły. Wszyscy byli pogrążeni w cichych rozmowach. Wszyscy po odwracani, zajęci rzucaniem sobie karteczek na odległość.
   Nawet nauczyciele dali sobie spokój z uspokajaniem rozbrykanej młodzieży. Tak jak uczniowie rozkoszowali się ciepłem i widmem nadchodzącego wolnego czasu.
   Tylko ja nie podzielałem ogólnej radości. Siedziałem w ławce, wpatrzony w tablice multimedialną. Beżowo-żółte ściany Sali mnie zgniatały. Miałem dość. Tak miałem dość. Ja Rafael miałem dość tej Sali, tych ludzi, tego rozgardiaszu. Wolałem uczestniczyć w lekcji. Już nawet gadanina nauczycielki była lepsza od mojego życia. A raczej jego braku. Taa… dziwny jestem. Lubię lekcje! Jaa… magia…
   Nawet jeśli byłem dziwny… to po prostu nie widziałem powodu, dla którego miałbym się cieszyć. Jak zwykle, moje wakacje będą do d**y…
   Wolne jak wolne. Wakacje jak wakacje. Takie same jak rok, czy dwa lata temu, a miało być inaczej… Jednak los znowu się na mnie uwziął. Zamiast przyjemnego wyjazdu na Hawaje będę znowu siedział w dusznym, głupim domu. Nie, poprawka. Będę robił wszystko co się da by wizyty w domu ograniczyć do minimum.
   Z trudem skupiłem się na geograficzne, patyczkowatej kobicie z wiecznie opadającymi jej na twarz włosami, które usilnie wiązała w kitkę. Okulary w grubej oprawie. Charakterystyczny plecak, stojący koło biurka i kolekcja minerałów w szafce po prawej. I te wszystkie mapy, których nigdy nie potrafiłem poprawnie odczytać. Nie moja wina, że nie chciało mi się siadać przed tymi malutkimi mapkami w podręczniku i rozkminiać co gdzie jest. Leń ze mnie, który nie nawiedzi swojego domu.
   Nauczycielka ciągle ględziła na temat jakiegoś systemu gospodarczego, który nijak mnie nie interesował. Ta kobita chyba jako jedyna w szkole prowadziła jakiekolwiek zajęcia, w końcu geografia to taki wyjątkowy przedmiot, że nie można opuścić żadnej godziny. Nie.. jest tu jeszcze jedna taka wariatka… matematyczka.
   Chwile przysłuchiwałem się monologowi geograficzni, która nie zwracała jako takiej uwagi na to, że nikt jej nie słucha. Znowu odpłynąłem, tym razem wpatrzyłem się w okno. A raczej w widok za nim. Podwórze szkoły. Zielone liście na drzewach. Jasnobrązowe ławki. Szary chodnik, kafle powyłamywane w niektórych miejscach, przez miejscowych ,,siłaczy,,. Trawa, nieswornie przedostająca się przez zaprawę między kaflami… Zwykła szkoła.
   Czemu jedyne osoby, na których mi zależy- Aleks i Maks- musiały gdzieś wybyć?
    Ali gdzieś zniknął tydzień temu. Żadnego telefonu typu … ,,Trafiłem w udany numerek, wygrałem totka.. Lecę bez was na przedwczesne wakacje…,, No chyba bym się nie obraził. Często byłem  wystawiany  do wiatru. Wiem jak to jest. Przetrawiłbym to, ale teraz? Nawet nie wiemy czy czasem coś mu się nie stało!
    Tak szczerze jego ,,zniknięcie,, mnie zmroziło. Moje wnętrze wypełniał gniew na Sam Wiesz Kogo. Prychnąłem niewesoło. Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie uwagi. I tak było tu zbyt głośno…
    Wracając do Aliego, koleś miał życie. Ojciec- Firma samochodowa, matka- zarządca pięciogwiazdkowego hotelu. Mógł zawalić szkołę nic sobie z tego nie robiąc. Zapewniona przyszłość i te sprawy.
    Zniknął.
    To mnie wkurzało. Bo jak tak mógł wystawić swoich najlepszych przyjaciół?
     Dostałem papierową kulką w ramię. Lekko naburmuszony spojrzałem w stronę chłopaka, który obrzucił mnie ,,papierem,,. Lekko naburmuszony patrzyłem na Maksa, który uśmiechał się do mnie psotnie. No miło, czy nawet on nie mógł mi dać spokoju, gdy myślałem?
    Zrobiłem minę typu ,, Nie masz co ze sobą zrobić, deklu?!,, W odpowiedzi czarnowłosy jeszcze bardziej się wyszczerzył.
    Pokręciłem głową. A niech sobie ma frajde, biedne dziecko… Zerknąłem w kierunku zegara, w kształcie elipsy ze ,,złotymi,, numerkami. Odliczałem minuty do dzwonka. Ech… Ale długo to trwa… Już bardziej zanudzać nie mogą…
    Znudzony do granic możliwości, zacząłem bawić się swoimi brązowymi włosami z tymi dupnymi bursztynowymi pasemkami.
    Zmrużyłem oczy, patrząc na nauczycielkę.
    Gdyby wzrok zabijał, ta kobieta leżałaby teraz martwa na niebieskiej podłodze, co wiązałoby się z szybszym wyjściem z tej budy. Co za sobą ciągnęło rozmowę z Maksem. Za czym idzie, ważne informacje dla mnie…
    Tak. Czasami zabicie nauczyciela byłoby idealnym rozwiązaniem. Koniec z klasówkami, kartkówkami i wywoływaniem do tablicy.
    Cudownie.
    Gdy w końcu zadzwonił dzwonek, rzuciłem znaczące spojrzenie Maksowi, zebrałem książki z ławki i opuściłem klasę. Baj! Baj! Jutro NIESTETY znowu wrócę! Nie tęsknij za mną ma ławko! Jeszcze cię nie opuszczę!
    Maks dołączył do mnie na korytarzu, po którego obu stronach stały ściśnięte ze sobą jasnoniebieskie szafki. Zabraliśmy resztę rzeczy i wyszliśmy na zewnątrz, mijając grupki nastolatków, ględzące na temat ich jakże fajnych wakacji.
     Znowu szliśmy dróżką. Kopałem bez przerwy mały, czarny kamień. Ręce trzymałem w ciemnozielonej buzie z kapturem.
     Milczałem. Cisza, która zaległa między mną, a kruczowłosym nie była niezręczna. Tylko… taka naturalna. Jakbyśmy po prostu nie czuli potrzeby otworzenia ust. W sumie, odkąd Aleks znikł, ciągle milczeliśmy. Chyba nie za bardzo chcieliśmy ocierać się o ten bolący temat…
    W sumie mi to pasowało, ale to nie było w stylu Maksa. Zwykle lubił gadać o wszystkim i o niczym. On po prostu musiał mówić. Co się zmieniło? Czy aż tak Aleks nas zranił?
    Jak zawsze zatrzymaliśmy się koło fontanny ,,Wężownika,, , za którą rozdzielała się droga do mojego i Maksa domu… i Aleksa…
    Obrzuciłem przeciągłym spojrzeniem dobrze znane mi węże. Maks stał obok. Nie odezwał się jak dotąd. Westchnąłem. Najwidoczniej tym razem to ja musiałem zacząć rozmowę. Jak ja tego nie lubię. Przecież nie po to przez lata wypracowałem sobie plakietkę ,,Aspołeczny,, by teraz gadać… No ale czego się nie robi dla przyjaciół…
 - Myślisz, że naprawdę nas tak po prostu wystawiło wiatru? – Spytałem cicho, wbijając dłonie w kieszenie spranych jeansów.
 -Taa. To do niego niepodobne. – Maks usiadł na kamiennym murku, otaczającym fontannę. Czyżby zanosiło się na długą rozmowę? Czy jednak nie?
 -Myślisz, że coś mu się stało? – Mówiąc to, spojrzałem na niebieskookiego nerwowo.
     Na bordowy mundurek przyjaciel miał zarzuconą czarną bluzę z napisem „Hejterzy Górą!”. Białe, przyduże spodnie zostały opryskane przez wodę, wylewającą się bez przerwy z trzech łbów węży. Maks jednak nic sobie z tego nie robił. W końcu to tylko woda.
 - Nie wiem.- Niebieskooki wychrypiał cicho te dwa, pełne wątpliwości słowa. On też był zdenerwowany. – Wiesz co? – Jego głos znowu był wesoły. Błękitne oczy lekko zabłyszczały w słońcu.
    Przechyliłem lekko głowę, powodując zasłonięcie części twarzy przez przydługie brązowo-bursztynowe włosy.
 - Hmmm?- Uniosłem przy tym lekko brwi.
 - Znamy się bite 7lat. Pierwsza gimnazjum, a my nigdy nie byliśmy u Aliego w domu. – Mówił to spokojnym, rozbawionym tonem, a ja go uważnie słuchałem.- Wcisnął nam bajeczkę o patologii w rodzinie, o tym kim są jego rodzice. Równie dobrze mogliby nie istnieć. Pomyśl, nigdy żadnego adresu. Nawet nie znamy imion jego opiekunów… - Maks prychnął, przebierając palcami po czarnych włosach.
  Koło nas przeszedł jakiś kundel. Nie zwróciliśmy na niego uwagi.
- No miał swoje tajemnice. – nieświadomie zacząłem mówić o Alim w czasie przeszłym.
- Ale ty i ja mówiliśmy mu o wszystkim.- Zauważył zgryźliwie błękitnooki.
  Westchnąłem cicho.
- Do czegoś zmierzasz, prawda? – Spojrzałem prosto w jego roześmiane, jasne oczy.
- Tak. Skończmy z tymi wszystkimi tajemnicami Aliego. Rozwiejmy maskę tajemniczości naszego drogiego przyjaciela. Niech wątpliwości znikną, przecież wiecznie nie będziemy się zastanawiać nad tym, gdzie go wcięło. – Zironizował Maks.
   Tok myślenia czarnowłosego był, no cóż, właściwy.
- Od czego mielibyśmy zacząć?- Spytałem gotowy na każde ryzyko. Przecież niedługo wakacje, no nie? Może dzięki temu nie będą taki do kitu?
- Od zdobycia adresu.- Oczy Maksa drapieżnie zabłyszczały.
   Dopiero później zacząłem zastanawiać się nad tym, czy to był aby na pewno dobry pomysł. Jak na razie była to jedyna czynność, która nas uratowała, od zadławienia się życiem.
   Wyrwała z codzienności.
   Wyrwała aż za bardzo.
                                                                 * * *
- Masz już te informacje? – Spytałem lekko podirytowany. No bo kto by nie był wkurzony, siedząc o takiej nienormalnej godzinie w takim miejscu?
- Wiesz ile tu jest tych dokumentów? To wcale nie jest takie proste! – Oburzony głos Maksa dobiegał zza biurka sekretarki.
   No właśnie biurko sekretarki! Jeden pokój od rzeczy dyrektora! Choć w sumie to my już w gabinecie dyra jesteśmy. Bo tylko tu są te info. A że tyle tu tych wszystkich papiórów jest. Te oprawione w ramki ,,osiągnięcia szkoły,, , wiszące na pomarańczowych ścianach sekretariato- pokoju dyrektora. Jak niby mam WŁAŚCIWIE nazwać to miejsce? I dlaczego się nad tym w ogóle zastanawiam?
  Hmmm . Przyszliśmy ,,w środku nocy,, do szkoły. Ciekawe co powiemy jak nas przyłapią.
< Bo wie pani. Tak bardzo nam brakuje szkoły, że nie możemy spać po nocach. Dlatego przyszliśmy tu nieco wcześniej, by przygotować się do zajęć, a w sekretariacie jesteśmy tylko dlatego, że zachciało nam się pić i przyszliśmy zrobić sobie kawę!>
  Kit z tym, że do niczego nie musieliśmy się przygotować, bo są już niemal wakacje i NIC nie zadają. Kit z tym, że na dole jest automat z napojami no i, że to ,,wcześniej,, to po 6… Na pewno nam uwierzą!
  O 6: 30 wkroczy tu ,,ekipa,, sprzątaczek, by ogarnąć szkołę przed przyjściem uczniów. Ale się zdziwią, widząc rozrzucone po całym gabinecie teczki ze świadectwami!
- Ile jeszcze? – Wyjęczałem, niczym jakiś męczennik. W końcu udało mi się wyrwać z zamyślenia. Na pewno miał wystarczającą ilość czasu na znalezienie jednego adresu. No nie?
- Raffi, chwilka! Poszłoby mi to szybciej gdybyś mi pomagał, a nie stał oparty o biurko z dziwną miną na twarzy! – Rzucił zaczepnie.
-Acha. – Nie poruszyłem się. Jeszcze przed kilkoma minutami maruda, że się pcham z łapami nie tam gdzie trzeba.
   Wciąż nie dowierzałem, że jestem tak szybko na nogach. I to w szkole!
- Mam! – Niebieskooki szybko napisał coś w zeszycie.
- No to… chodźmy!- Mruknąłem zniecierpliwiony. Ale się nastałem!
- Dobra, dobra. Raff. Wyluzuj. O tej godzinie nikogo tu nie ma. – Westchnął przeciągle.
   W myślach przyznałem mu rację. Tylko wariat o tej godzinie przychodzi do szkoły.
    No właśnie.. wariat i idiota. Tylko który z nas jest którym? Chyba zarezerwuje sobie posadę Idioty. Łatwiejsza…
  Spojrzałem na przyjaciela.
   Już nawet nie pytałem skąd ma klucz do drzwi wejściowych, ani dlaczego tak sprawnie otworzył sekretariat wytrychem.
   Chyba wolałem nie wiedzieć.
   Z westchnieniem ulgi opuściłem sekretariat.
   Następnym razem się nie zgodzę na coś takiego. Nie dość, że musiałem wcześnie wstać, to jeszcze poszedłem do szkoły.

niedziela, 9 marca 2014

"Wieczność"

Prolog



Siedzę samotnie na wzgórzu wznoszącym się nad moim rodzinnym miastem. Patrzę pusto w przestrzeń i rozmyślam nad istotą tego świata.

Samotność.
Tylko ona mi pozostała.”Ciebie już nie ma, inni też odeszli.”
Samotność.
Będzie ze mną już na wieki.”Już nigdy Cię nie zobaczę.”
Samotność.
Może kiedyś do niej przywyknę. „Nikogo nie pokocham tak, jak Ciebie.”

W dłoni trzymam zakrwawiony sztylet. Dookoła mnie lezą ciała, ciała naszych wrogów. Uśmiecham się myśląc o ich cierpieniu.

Śmierć.
Zabrała mi wszystko, co było dla mnie ważne.”Odebrała mi Ciebie.”
Śmierć.
Ogarnia cały świat, tyko nie mnie.”Rozłączyła nas na zawsze.”
Śmierć.
Czasem wydaje się być najlepszym rozwiązaniem.”Zniszczyła nasz idealny świat, naszą miłość.”

Widzę miasto, płonące miasto. To maja zasługa, to dzięki mojemu działaniu ogarniają je teraz płomienie. Jego mieszkańcy umierają, a z nimi pamięć o tym, co tu się wydarzyło.

Pamięć.
Czasem łatwiej byłoby zapomnieć.”O Tobie nigdy nie zapomnę.”
Pamięć.
Sprawia, że cierpią ci, którzy pamiętają.”Bez ciebie nic nie będzie już takie samo.”
Pamięć.
Wspomnienia mogą wywołać uśmiech, ale też i łzy.”Zapamiętam wszystko, co wiąże się z Tobą.”

To, co było już nigdy nie wróci, a ja dopilnuję aby nikt się o tym nie dowiedział. Rozpocznę nowe życie, daleko od tego miejsca i wspomnień z nim związanych. Zacznę znowu żyć.

Panda zaczyna swoją działalność!!!

          Meh! Od początku istnienia tego bloga miałam w nim jakiś taki znikomy udział*wzdycha* Ale nadszedł czas, aby to zmienić!*pełna determinacja* Ostatnio wróciła do mnie wena, więc mogę rozpocząć swoją aktywność czymś... czymś chyba ciekawym...

                                           PANDZIOAKTYWNOŚĆ czas zacząć!!!

poniedziałek, 3 marca 2014

Wiersz

    ,,Trwający ,,                                                                                                                                                          ,,Woda... Deszcz... Rzeka... Jezioro...
Oko...
Patrzysz... podziwiasz... rozglądasz się... trwasz..
Nad rzeką... w deszczu... w słońcu... żyjesz...
Już zniknęło twoje imię...
Tylko żyjesz.
Tylko trwasz...
Swe cierpienie rzece dasz.
Widzisz... wodę... tęcze... światło.
widzisz noce.. gwiazdy... ciemność..
wszystko piękne.. .a ty sam...
na tej skale ciągle trwasz.
Widzisz ryby... widzisz ptaki...
i te małe ... skorupiaki...
Życie dookoła gra...
toczy bitwę. jak co dnia.

A ty trwasz.
Stoisz.. Marzniesz.. Cierpisz... śpiewasz..
Chwałę drzewom chcesz wyśpiewać.
Modlitwa... słowa... śpiew...
taniec... i szum drzew...
Wszystko dookoła toczy się.
A ty patrzysz na te drzewa...
Widzisz jak je wiatr rozwiewa..
Węgiel sypie się na rany..
Zakochany... Zakochany...
Woda w swe objęcia bierze las...
I zaciera ich sam Czas...
A ty... trwasz..

... ,,

środa, 26 lutego 2014

Poetry

     ,,Spokój,,
,, Twoją twarz opryskują krople wody.
Czujesz deszcz. Czujesz szczęście. Czujesz spokój.
Wierzysz, że to nie jest sen,
choć tak nie jest.
Wszystko czego pragniesz...
ujęte w jednym wspomnieniu.
Tak słabym , kruchym, szklanym.
Rzucone o ziemie zniknie.
Ale teraz liczy się woda na twej twarzy.tęcze rozciągnięte na niebie..
Rzeczki deszczu na ziemi.
Czujesz jak wzbiera nadzieja.
Jak czarną chmurę w tobie rozwiewa.
Zabija złe wspomnienia.
Nie ma tu nikogo prócz ciebie.
Patrzysz jak słońce wznosi się nad Tobą.
Rozświetla twoją twarz skropioną wodą.
Słońce cię w tam w środku rozgrzewa...                                                                                                 Twój smutek się rozwiewa.,,



,,Śmierć,,                                                                                                                                     ,,Powiedz mi proszę serce,
co robią moje ręce?
Czemu szklane odłamki je ranią...?
Czemu noże mi ból sprawiają...?
Taki wielki... niemal jak ból mentalny...
No ... ten stan jest fajny.
Na granicy załamania...
Czemu moje ręce drżą?
Czemu moje nogi plują krwią?
Kiedy to sobie zrobiłam?
Dlaczego tak swoje życie zmieniłam?
Czemu żyletki są takie ostre?
Czemu moje ciało.. tak krwią broczące?
Czemu podłoga jest zakrwawiona?
Czemu tam leży moja głowa?
Czemu ciemnieje mi przed oczami?
Czemu rodzice są załamani?
Dlaczego to sobie zrobiłam?
Czemu swe życie strawiłam?
Dlaczego? Po co i jak?
Zraniłam cały świat..
A co ja zrobiłam?
Po prostu się zabiłam,,

poniedziałek, 24 lutego 2014

UWAGA!

    Uwaga!

      Więc tak.. (moje a wienc^_^ ) chce wiedzieć kiedy mam co wrzucać.. typu czwartek - wiersze.. poniedziałek - Yaoi...

      Więc proszę w komentarzach wypisywać propozycje.
      Z góry dzienkuje i z kotem się w monitor pogapole. 

  • poniedziałek.
  • wtorek
  • środa.
  • czwartek
  • piątek
  • sobota
  • niedziela
Prosze o propozycje. (kocham swój polski!)
I to tyle z ogłoszeń małejstonki / StonkaSonia

,, Zmiennokształtni,, Prolog

   Samotny mężczyzna stoi na szczycie budynku. Wiatr szarpie jego czarnym ubraniem.
   Staroświecki strój sprawia, że wyraźnie odróżnia się od otoczenia.
   Plamka czerni na tle idealnie niebieskiego nieba.
   Na jego kaftanie i płaszczu, łopoczącym za nim niczym para skrzydeł, wyszyte są złota nicią wzory.
   Trzy splecione ze sobą trójkąty.
   Dłoń mężczyzny jest zaciśnięta na rewolwerze. Cała jego postawa wyraża skupienie. Niczym dziki kot gotowy w każdej chwili skoczyć do gardła swojego przeciwnika.
   Ciszę, zalegającą dookoła nietypowej postaci, przeszył dźwięk dzwonka. Z pobliskiej szkoły wylała się fala uczniów.
   Małe mrówki, krzątające się po znanych im drogach. Przynajmniej tak im się wydaje.
   Mężczyzna wciąż trwa w bezruchu. Czeka na kogoś.
   Po jakimś czasie na zewnątrz wychodzi trójka chłopców. Prowadzą zawziętą dyskusję.
   Dzieciaki skręcają w stronę parku, a nieznajomy, wykonując jeden płynny ruch, rusza za nimi. Kot odnalazł swą ofiarę. Idzie cicho. Nie wydaje najmniejszego dźwięku. Kot w ludzkiej skórze.
   Chłopcy niczego nie zauważają. Są niczym trzy bezbronne pisklaki wydane drapieżnikowi na pożarcie.
   Przystanęli przy fontannie.
   Cztery splecione ze sobą węże. Jeden bez głowy. Po jego długim, kamiennym ciele spływają krople wody. Miejsce to stanowi centralny punkt parku, prowadzące do niej drogi nikną za drzewami.
   Każdy z chłopców, po krótkim pożegnaniu, idzie w inną stronę.
   Mężczyzna, dotąd stojący w cieniu, rusza za swym celem. Niknie w cieniu. Zupełnie jakby ciemność chciała gu ukryć przed ciekawskim wzrokiem.
   Czternastoletnia ofiara idzie powoli przed siebie. Rude włosy. Piegi. Dopasowane ubrania. Jaskrawe adidasy. Zwraca na siebie uwagę.
    Nieznajomy celuje z pistoletu w dzieciaka. Naciska spust.
   Po parku niesie się echo wystrzału. Ginie wśród zielonych drzew.
   W ramieniu rudowłosego tkwi srebrna strzałka. Odblaski światła błądzą po małym przedmiocie.
   Chłopak osuwa się na ziemię.
   Świat zatrzymuje swój bieg. Kot złapał to, po co przyszedł.
   Wszystko stanęło. Nawet motyl zatrzymał się w trakcie lotu. Jedynie człowiek się porusza. Podchodzi do ciała z gracją dzikiego zwierzęcia.
   Już po chwili nikogo tam nie ma.
   Żadnego śladu porwania, zabójstwa.
   Świat znowu wznawia swój bieg. Wokoło rozlegają się ptasie śpiewy. Wszystko jest takie same. Czy coś się w ogóle stało? Czy ktoś zauważy brak jednego życia? Nie. To nie możliwe.

Wiersz ,,Niewidomy,,

Niewidomy                                                  

,, Patrze przed siebie .. nie widze...
Nie czuje.. nic nie wiem..
Szarzy ludzie.. szare duchy...
Zwróć na siebie uwagę..
Nie zwracasz nie umiesz..
A jak zwracasz?
Odtrącany jesteś wtedy...
Brak dotyku...więc brak uczuć..
Ty ich pragniesz lecz.. nie otrzymujesz..
Czemu? nie wiesz..
Więc dlaczego?
Z resztą.. czemu cię todotyka?
Zależy ci.. a innym nie..
Boli.. bardzo.. mówisz nie..
sztuczny uśmiech masz na twarzy,
Kolce w sercu.. wosk na twarzy..Smutno mi.. niesmutno jemu..
Nikomu cię nie żal..
To przekleństwo. w braku uczuć..
Przyjaciela nie dostaniesz.. nigdy...,,

Trochę z Poezji

,, Pozamykasz wszystkie okna..Zamkniesz się na cztery spusty..
Ty jak twój pokój - pusty..
Zamykasz się , będąc w potrzebie..
Zamieszkujesz we własnym niebie..
W swoim niebie rozpaczy..
Tam gdzie ból... cię oparzy,,
Oparzysz się nim cały..
Zostaną otwarte rany..
Chcesz być sam i nie chcesz...
Twoje rany, to w twoje ręce...
Sam to sobie zrobiłeś...
Sam się w bólu pogrążyłeś...
Myślisz o samobójstwie...
Myślisz? nie nie myślisz... tak mówisz...
Mówisz do siebie.. sam się przekonujesz...
Ale nie chcesz..za bardzo życie lubujesz...Bo.. boisz się śmierci...
Albo.. śmierć dla ciebie nic nie znaczy...
I tak tu nie ma nikogo...
Kto miałby na ciebie oko..,,


,, Przeżywasz wewnętrzne katusze...
Sam się sobą dusze...
Odkryte mam pokłady miłości...
Do których nie umiem dotrzeć.
Mówię do lustra...
Poruszają sie moje usta..
Wycieka z nich krew na zewnątrz.
Mówisz, że wiesz jak to jest?
Nic sobie nie zrobisz -żałosne...
Mówisz- zabiję się na wiosnę...
Chowasz się... Uciekasz bez końca...
Od problemów... wciąż uciekasz...
No cóż... ludzie nie są bohaterscy...
Ludzie to tchórze i dranie...
W każdym momencie cię ze skóry obedrą...
Pod bylepretekstem - oszpecą twe piękno...
Oszpecą twą duszę kobiecą...
Zniszczą to co masz w środku...
Często nie wiedząc, że ranią...
Swój smutek zostaw....,,

sobota, 22 lutego 2014

" Anioły. Świat Potępionych część 2" Prolog


Prolog

         Josch, przeżyłeś miłość, prawda? - Kris spytał, patrząc ponuro w przestrzeń. Siedzieliśmy na szczycie jakiegoś wieżowca, patrząc na rozciągające się pod nami miasto.
         Tak... ale wychodzę z założenia że miłość nie istnieje.. Tak jak nie istnieje przyjaźń.. Czy też szczęście.. - Wzruszyłem ramionami.. ale  go naszło.. by teraz poruszać takie tematy?
         Czemu? Jeszcze rok temu.. mówiłeś co innego... - Zauważył, dalej nie patrząc na mnie.
         No właśnie .. to było rok temu.. rok temu byłem naiwny... zadufany w sobie.. i za bardzo kochałem Boga.. który znikł.. dla Niego zrobiłem.. dużo... za dużo.. przez  Niego stałem się upadłym. - Mruknąłem do diabła.
         Wiem...ale ta twoja miłość do ludzi… łagodność… nie wierzę, że nagle aż tak zmieniłeś sposób myślenia.. - Kris pierwszy raz spojrzał w moją stronę.
         Wiesz co ci powiem? Ludzie to ścierwa, zaśmiecające ten świat… nie zauważają prostych rzeczy... nie powinniśmy ich w ogóle chronić. Te stworzenia nawet istnieć nie powinny.. to jeden z błędów Boga.. jeden.. i największy. - Prychnąłem, zaczesując swoje blond loki do tyłu.
         Josch.. to nie możesz być ty.. to nie jesteś ty.. pradziwy Josch tak by nie powiedział.. zacząłby cytować Pismo Święte śpiewać psalmy Panu.. Josch... ty nie bluźnisz.. - Powiedział czarnowłosy i znowu zapatrzył się w miasto.
         To, że byłem ideałem Anioła, nie znaczy że będę taki sam po tym jak mnie wypieprzyli z nieba. - Powiedziałem, gapiąc się w dół.- Odebrali mi wszystko  to, co kochałem.. mogę sobie być Potępionym ale to raczej nie znaczy, że nadal będę kochał ludzi… ale też nie zamierzam ich zabijać... niech se żyją. To już nie jest mój. Problem. - Mówiąc to czułem w sobie jedną wielką pustkę... to nie było sprawiedliwe. Nigdy nie będzie... nie wierzę, że Bóg tak mnie urządził. Bóg,  którego znałem nigdy by mi tego nie zrobił, ale czy ja go znałem? Przecież nie da się Go zrozumieć.
         Josch... mógłbyś coś dla mnie zrobić? - spojrzałem w stronę diabła z uniesionymi brwiami.
         Już dużo dla Ciebie zrobiłem – Zauważyłem cierpko.
         Wiem, ale to ostatnia przysługa. Zrobisz to? - Widząc jego ciemne oczy, nie potrafiłem się powstrzymać.
         Dobrze, zrobię... tylko powiedz co...
         Dzięki... jesteś najlepszy... chodzi mi o... skrzydła.. o Anielskie Skrzydła..

"Zapomnienie" Prolog


Na przedmieściach Dover położony jest stary cmentarz. Mało kto jeszcze o nim pamięta. Wymarłe grobowce niknące w cieniu i całunie zapomnienia. Od lat nie odwiedzane, zdążyły obrosnąć wszędobylskimi chwastami – żadnej czci dla zmarłych, zero szacunku. Dusze już dawno zdążyły zapomnieć co to znaczy ludzka obecność.
    Na dachu kaplicy, położonej w głębi cmentarza,  można było dostrzec zakapturzoną postać. Wpatrzony we wschodzący księżyc chłopak, wyglądał zupełnie jak jeden z posagów, stojących po obu stronach drogi, prowadzącej do kościółka. Tak samo nieruchomy, z tym samym, niezmiennym wyrazem twarzy. Wrażenie to potęgował fakt, że był on ubrany na czarno, przez co z łatwością wtapiał się w mrok. Jego przynależność do świata żywych zdradzała jedynie rytmicznie wznosząca się i opadająca klatka piersiowa.
      Kaplica wyglądała niezwykle, choć jednocześnie trochę upiornie. Radosne cherubinki, przyjazne za dnia, teraz przypominały straszne istoty z podziemi. Na ich twarzach pojawiły sie dziwne,  nieprzyjazne grymasy. Roże, które zapewne miały nadać temu miejscu uroku, tej nocy odstraszały potencjalnych obserwatorów. Nagrobki pod osłoną mroku przestały już być pięknymi dziełami sztuki, jakimi były za dnia. Nocą nic już nie było takie same.
     Cisze przerwał nagły szelest, za plecami chłopaka, na dachu kapliczki, wylądował wysoki mężczyzna. Miał długie blond włosy, a ubrany był w biały garnitur szyty na miarę. Mógł by być wielkim i szanowanym biznesmenem, gdyby nie para ogromnych kasztanowych skrzydeł. Wiatr rozwiewał jego blond kosmyki i igrał w brązowych piórach, jednak zakapturzona postać nie zwróciła na niego uwagi, błądząc w myślach.
-Powiedz mi przyjacielu- Odezwał sie przybysz, chowając swoje majestatyczne skrzydła- Nad czym tak dumasz?
-Zastanawiam sie nad sensem tego świata i … nad tym co teraz zrobimy. Masz może jakieś wieści z góry?- Chłopak nie obejrzał się za siebie. Ciągle trwał nieruchomo.
-Niestety nic- Blondyn usiadł obok czarnej postaci- Nikt  o tym nic nie słyszał.  wydaje mi się, że rada specjalnie zataiła te informacje. Myślę, że nie chcą aby ktokolwiek się o tym dowiedział.
-Mówiłem ci, że tak będzie! Ale ty, jak zwykle, mnie nie słuchałeś! Wiesz dobrze, że teraz potrzebujemy czegokolwiek , co mogło by nam chociaż w najmniejszym stopniu pomóc rozwiązać tę sprawę.
-A'propos tego... to co z nią zrobimy?- Spytał blondyn, wskazując między groby.
      Oboje spojrzeli w jednym kierunku. Wśród starych nagrobków, niczym egzotyczny kwiat, leżała dziewczyna… Miała długie blond włosy, zaplecione w gruby warkocz i intensywnie zielone oczy. Jej szczupłą sylwetkę podkreślała czarna suknia. W jej zgrabnie zaplecionych włosach znajdowało się czarne pióro.
-Już o tym rozmawialiśmy… Sam dobrze wiesz, że nie możemy jej teraz zabrać ze sobą- Czarnowłosy chłopak nieporuszenie wpatrywał się w niebo.
-Ale ja nie mogę jej tak zostawić!- Blondyn wstał- To moja siostra! Za bardzo ją kocham…
-Wiesz dobrze, że ja też ja kocham!- młodzieniec pierwszy raz tego wieczoru pokazał emocje. Podniósł się.- Ale wiesz też , że jeżeli jej tu nie zostawimy będzie narażona na o wiele większe zło niż  teraz. Gdybym miał wybór nigdy bym jej nie zostawił!
     Zapadła niezręczna cisza .  Mężczyźni patrzyli na siebie z uporem. Stali nieruchomo przez kilka minut.
     W tym czasie  pierwsze promienie słońca nieśmiało wychyliły się zza widnokręgu. Oświetliły ich pełne powagi twarze. Promienie powoli zaczynały swoją wędrówkę.
-Więc…- Ostrożnie odezwał sie blondyn- Co chcesz teraz zrobić?
-Kilka przecznic stąd jest szkoła z internatem- Spokojnym tonem głosu chłopak zaczął wywód. Już ze spokojem przysiadł na dachu, obserwując przyrodę- Pracuje tam moja dobra znajoma. Już z nią o tym rozmawiałem, obiecała że się nią zaopiekuje.
-Ufasz jej?
-Ważne czy ty mi ufasz? -Znowu spojrzeli na siebie, tym razem przyjaźniej.
   Promienie zaczęły przebijać się przez korony drzew. Słońce jak za dotknięciem magicznej różdżki zmieniło stary cmentarz w miejsce pełne spokoju i piękna.  Z twarzy cherubinków znikły grymasy, zastąpione pięknymi uśmiechami – w końcu zaczęły przypominać stworzenia wychwalające Pana. Róże pokazały światu swój intensywnie czerwony kolor. W trawie zalśniły krople rosy, a nagrobki zachwyciły umieszczonymi na nich dziełami sztuki. Nawet ptaki wyszły ze swoich kryjówek , wzlatując w niebo. Skowronki zaczęły swą poranna pieśń.
-Cóż, drogi przyjacielu- Uśmiechnął się blondyn- Na mnie już czas i lepiej żeby nikt nie wiedział o naszym spotkaniu. Zaopiekuj się nią .- Mężczyzna ostatni raz zerknął na chłopaka. Rozłożył skrzydła, w świetle dnia wyglądały jeszcze piękniej. Anioł spojrzał na dziewczynę- Wybacz siostrzyczko. Kocham cie. – powiedział, wzlatując ku niebu. Chwile potem zniknął za drzewami.
-W końcu zostaliśmy sami- Chłopak uśmiechnął się, zeskakując z dachu kapliczki. Podmuch wiatru zsunął kaptur z jego głowy. Miał ciemne włosy i duże czarne oczy. Podszedł do dziewczyny i wziął ją w ramiona- niedługo wszystko będzie dobrze, będziesz bezpieczna i zapomnisz o wszystkich przykrościach- Pocałował ją –Zabiorę cię w bezpieczne miejsce. -Za jego plecami pojawiły sie skrzydła w kolorze granatu przechodzącego w czerń - Czerń głęboką i fascynującą - Te skrzydła emanowały inną energią niż mężczyzny - To był zapach nieszczęścia i smutku - Emanowały wojną.

Troszku z Poezji

 Hejcio!
Oto dwa moje wiersze. Nie potrafię ich skatalogować. Ale piszam je tu, a właściwie je tu wklejam. I miłego czytania ^_^
/ StonkaSonia
                                                                     * * *

,, Moje serce wciąż krwawi,
Czarny odłamek je powoli trawi.
Przeszył już serce...przeszył już duszę...
Czarne dziury w sobie duszę...
Moje serce mi zabrali..
I teraz bez przerwy rana krwawi.
Płacze dla siebie.
Lecz inni nie widzą.
Spisują na straty... zapominają...
Me miejsce wśród śmieci...
Splamioną mam dusze...
Kolce w nią wżarte głęboko...
Moje serce krwawi.
Czarny płacz ducha trawi...
Patrze w niebo i krzyczę...
Ale.. sama siebie nie słyszę...
Anonimowy człowiek umiera...
Anonima śmierć okrutna zabiera.
Także pogrzeb anonimowy...
Anonimowy krzyk wśród dąbrowy... ,,

                                                                     * * *
,, Bywają momenty w życiu gdy nie wiesz...
Nie masz sił by wiedzieć...
Nie masz sił by dociekać...
Nie masz sił...
Są momenty takie, że chciałbyś być ptakiem...
By wzlecieć wysoko...
By wznieść się wysoko...
By znaleźć się tam w górze...
Są momenty też takie, że nie chcesz być już ptakiem...
Żyjesz w nędzy na Ziemi...
Żyjesz, nie żyjąc właściwie...
Żyjesz i dławisz się życiem.
Przez życie powoli giniesz...
Zacierasz za sobą swój ślad..
Zacierasz tych co ci pomogą...
Zacierasz fragmenty siebie...
Bo straciłeś nadzieje...
Tracąc nadzieje zostałeś sam...
Tracąc nadzieje dotknąłeś bram...
prowadzących ku zagładzie.,,

                                                                  * * *
 i to na razie na tyle ^_^ / StonkaSonia